poniedziałek, 14 grudnia 2015

Czy to jeszcze bieżnik...??

Czy to jeszcze bieżnik??? czy może serwetka już... ??
wymiary: 58 x 24 cm.
W zamyśle miał być to mały bieżnik zimowy, więc tej wersji będę  się trzymać:)
Projekt ten zrobiłam sobie od początku do końca sama - może i nie ma  się za bardzo czym chwalić, bo to przecież  i niezbyt wymyślny wzór, ale jak na trzecią rzecz uszytą  metodą patchworku, jestem z siebie bardzo zadowolona:)







niedziela, 13 grudnia 2015

Świąteczny bieżnik

Była już pierwsza prawdziwa  patchworkowa kołderka, więc tym razem będzie pierwszy patchworkowy bieżnik. 
Uszyty metodą paper piecing,  z cudownych tkanin od  craftfabric. Pikowanie głównie po liniach prostych, aby podkreślić kształt gwiazdek z paneli. Wymiary bieżnika to 77cm x 29cm.  

Patchworki to mój nowy pochłaniacz wolnego czasu - na razie jestem mocno początkująca, ale już  marzy mi się piękna, ogromna kapa na łóżko. Póki co, ćwiczę się w odrobinę mniejszych formach:)
 












wtorek, 10 listopada 2015

Pierwsze pikowanie z wolnej ręki

Witajcie,
Dziś krótko i na temat - kołderka  pachworkowa, bardzo prosta, bo to moja pierwsza od początku do końca wykonana tą techniką. Delikatnie przepikowana z wolnej ręki.
Kołderka jest już własnością pewnej Lenki, która  lada dzień zawita na ten świat:)




poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Szarak po raz pierwszy

Sweter skończony został w ubiegłym tygodniu, ale blokowanie zafundowałam mu dopiero wczoraj. Poszło mi nadzwyczaj szybko i w zasadzie bez większych pruć. Trochę  czasu mi zeszło, aby ładnie obmyślić  przepis na rękawki, które w oryginale są króciutkie, ale efekt moich obliczeń całkiem nieźle się sprawdził.

Z mojego pierwszego swetra jestem bardzo zadowolona:) układa się ładnie, jest ładnie dopasowany - pięknie podkreśla moje coraz to nowsze wałeczki:) Oryginalny przepis na dodawanie i odejmowanie oczek w talii lekko zmodyfikowałam świadoma tego, że moja figura odbiega od modelowej:P

A teraz kilka spostrzeżeń po moim pierwszym tak intensywnym dzierganiu:
  1. Na przyszłość wybiorę bardziej ścisłą metodę nabierania oczek. Zaczynając moją robótkę nabrałam oczka jedyną metodą jaką znam  (nie wiem nawet jak ona się nazywa, i czy w ogóle ona ma jakąś nazwę).  ściągacz robiłam drutami o pół mm mniejszymi niż pozostała część swetra ale niewiele to pomogło -  już widzę, że będzie się on rozciągał. Pewnie będę musiała w przyszłości wpleść od spodu jakąś cienką gumkę, ale pomyśleć nad jakimś innym rozwiązaniem...
  2. Dziergając rękawy nabierałam oczka innym sposobem - bardziej ściślejszym. Różnica  jest ogromna, dzięki temu moje ściągacze na rękawach trzymają się  doskonale i nie obserwuję w nich żadnej tendencji do wyciągania. 
  3. Wełna którą wybrałam na mój " pierwszy raz" miała swoje plusy i minusy - jej włochatość i niejednolity kolor niwelowała jakieś "niedociągnięcia" które w trakcie dziergania powstały. włóczka nie jest niestety jednolitej grubości, więc ciężko mi było ocenić, czy nierówne oczka to kwestia moich kulejących umiejętności, czy też efekt uboczny  nierównego splotu samej nitki. Na pewno ta  włóczka ( Gazzal Galla) jest bardzo wydajna - zużyłam na mój udzierg 2,5 motka 100 g, a dzianina wyszła dość  gruba. 
  4. Wzór okazał się całkiem prosty, choć początkowo budził moje obawy, jak ja to wszystko razem ogarnę. Ogólnie taliowanie i podkroje pach  też są całkiem udane, z tym że na mój sporawy biust będę musiała w przyszłości  troszkę więcej oczek dodać.  
  5. obawiałam się, że całość udziergu będzie mocno gryząca - na szczęście jest tylko odrobinę gryząca, w stopniu kwalifikującym się - jak dla mnie - do noszenia. 
  6.  Edit: darmowy wzór  Drops Mirabell był bardzo prosto i czytelnie rozpisany, więc bez trudu sobie z nim poradził taki laik jak ja 

A całość prezentuje się tak:






No i na mnie - aby pokazać że w moim pierwszym swetrze na prawdę da się chodzić:))



Na  zakończenie pochwalę się, że to z całą pewnością nie jest mój ostatni udzierg - pozbywam się moich  skromnych zapasów włóczek,  z których to miały powstać przeróżne szaliki,  skarpety i chusty. Obecnie na drutach dziergam prosty dwukolorowy sweterek " bez przepisu", gdzie prawdziwa walka toczy się o każdy centymetr włóczki, której łącznie mam tylko 3 motki. Ot tak nowa dziewiarska przygoda:))


Ps.
I dalej nie wiem, czy jeszcze wypada  pokazywać mój mocno zimowy płaszcz, który udało mi się wykończyć na święta... Pogoda mnie mocno  zmobilizowała, nawet go założyłam kilka razy w tym sezonie:))

czwartek, 2 kwietnia 2015

Dzierga się

Szycia dalej zero, za to sweter dzierga się mozolne. Oj krzywe to oczka że ho, ho! W zasadzie dobrze, że włóczka jest trochę włochata i nierówna kolorystycznie - dzięki temu moje krzywulce aż tak nie rzucają  się  w oczy:P





A ta zimowa pogoda to chyba specjalnie dla mnie - motywacja, abym na te święta (bo na Boże Narodzenie się nie udało :P)  mój mocno zimowy płaszczyk wykończyła:P 


wtorek, 24 marca 2015

Pierwszy sweter

Ostatnio nie mam co pokazywać... Mój słodki Janome kurzy się od przeszło dwóch miesięcy, i już zwątpiłam, że skończę  mój płaszcz zimowy ... 
W tych skrawkach wolnego czasu, które mi ostatnio zostają  usiłowałam coś wydziergać - choć to, co w tym kierunku czyniłam z dzierganiem niewiele miało wspólnego... Otóż przeczesywałam w tę i z powrotem wszelkie przepisy na prosty sweter,  grzebałam w darmowych wzorach, a nawet wykonałam kilka próbek schematów... Wybranie jakiegoś wzoru na mój pierwszy sweter wcale nie było zadaniem prostym, bo umyśliłam sobie, aby wzór nie był zbyt trudny, ale zarazem i niebanalny, niezbyt elegancki, ale też pasujący do mojej włóczki z delikatnym połyskiem. Wzór też musiał być taki "od a do z",  idealnie rozpisany i wytłumaczony jak chłopu na miedzy, bo wszelkie kombinacje i wariacje własne - póki co - to nie jest jeszcze mój level.
I oczywiście - wzoru idealnego nie znalazłam... Postanowiłam więc, że mój pierwszy sweter będzie swetrem " rozbiegowym" - czyli najprostszą  tubą  z reglanem robioną od dołu zwykłym dżersejem, z lekko fantazyjnym karczkiem, do którego mi jeszcze bardzo daleko, więc zapewne zdąży mi się jeszcze nie raz odwidzieć. Co prawda korzystam z instrukcji schematu na bluzeczkę bez rękawów - co zrodzi oczywistą  konieczność wygrzebania skądś przepisu na reglanowe rękawy, ale tym będę  się martwić za jakieś .... 3- 4 tygodnie. Do tego czasu mój skromny udzierg,  który prezentuję  poniżej, może zostać spruty  przynajmniej kilka razy, w wraz z pruciem - rozpłynie się też i problem reglanowych rękawów.


I jeszcze kilka informacji technicznych: dziergam włóczkę gazzal galla, drutami  nr 4, ściągacz - drutami nr 3,5 (już wiem, że ściągacz lepiej wyglądałby na drutach nr 3), wg darmowego  wzoru Mirabell.
Zakładam optymistycznie, że pod koniec tygodnia  udzierg osiągnie rozmiary wystarczające do określenia, czy dziergam zgrabny sweterek, czy też może mniej wdzięczną "jubę".





sobota, 7 lutego 2015

Zaległości i inne różności

Około tydzień temu do mojego szalika dołączyła czapusia - wzór to WRUM z kilkoma modyfikacjami zakończenia . Cały czas dziergając  miałam obawy,  że ona taka malutka jest, więc czy ja ją w ogóle  na głowę  wdzieję - bo to moja druga czapusia ever- a tu niespodzianka: czapusia mogłaby być o kilka oczek węższa... na oczy mi co prawda nie leci, uszy zakrywa skutecznie, ale wydaje mi się, że bardziej dopasowana lepiej by się układała i jakoś moja facjata by w niej korzystniej wyglądała .... Na razie chodzę w takiej, i biję się z myślami, czy aby może nie pruć ...






No i z racji  moich ostatnich urodzin wzbogaciłam się o pokaźny stosik nowych książek:


I to nie  jest tak, że na  urodziny dostaję od wszystkich tylko  książki i z innymi prezentami nie wpuszczam (bo wpuszczam, i to nawet bez prezentów:P). Po prostu - w pobliskiej galerii otwarto nowego Matrasa, a na otwarcie matrasik zafundował 25 % zniżki na wszystko! Więc  musiałam się mocno pilnować aby nie rozszaleć się zbytnio, bo po świętach zaskórniaków zbyt wiele nie zostało... a że po drodze urodziny były ...
Część książek ze stosiku  dostałam od mojego Męża najukochańszego, część od rodziców (bo urodzinowego pieniążka można słusznie zainwestować  tylko na dwa możliwe sposoby: w książki lub w materiały), a część w ramach samodzielnego poprawiania humoru po urodzinowo - świątecznej chandrze :D

Obecnie połykam "Z zimną krwią" T. Capote. Co prawda po filmie "Capote"  wiem już  mniej więcej czego się spodziewać, ale na szczęście wiedza ta w żaden sposób nie psuje przyjemności czytania tego dzieła. Bo film koncentruje się głównie na świadomym swego talentu autorze, który tworzy powieść swego życia, którą na szczęście potem możemy przeczytać i ocenić, czy rzeczywiście jest aż tak dobra :) 

A korzystając z pierwszego wolnego weekendu w tym roku, zamierzam w końcu skończyć mój zimowy płaszcz, aby jeszcze wdziać go choć raz przed wiosną:P

Na zakończenie zostawię Was z małą słodką  przekąską - ciasteczkami serowymi nadziewanymi dżemem.


Przepis jest zmodyfikowaną  i odtłuszczoną wersją tych dostępnych w internecie. Wykonanie jest banalne i szybkie - tylko takie preferuję  w swej kuchni:P
Do ciasteczek potrzeba:
250 g sera chudego ( no bo mają być odtłuszczone)
150 g masła (w dostępnych przepisach zalecają 250 g ale o 100 g mniej brzmi o wiele bardziej "dietetycznie")
250 g mąki (u mnie pół na pół z orkiszową)
1 jajko
szczypta soli
2 łyżeczki cukru brązowego (opcjonalnie)
1/2 łyżeczki sody

Wyżej wskazane składniki szybko  zagniatamy, wałkujemy na około 0,5 cm, a potem to wykrawamy z nich co nam się tylko podoba:) U mnie są to prostokąty nadziane domowym dżemem porzeczkowym i szczelnie zaklejone z każdej strony.  Na pewno jednak spróbuję  wyciąć z nich zwykłe ciastka, które przełożę po upieczeniu marmoladą:)
Ciastka są miękkie i puszyste, ładnie pęcznieją podczas pieczenia za sprawą dodanej sody. Myślę jednak, że bez sody też można uzyskać fajny efekt :) 
W przepisach znalezionych w necie niekiedy zaleca się  schłodzenie ciasta w lodówce przed rozwałkowaniem przynajmniej przez pół godziny - ale to wersja dla większej zawartości masła i bez jajek. Ja zazwyczaj dodaję masło prosto z lodówki, siekam z mąką przez moment a potem szybko zagniatam. Efekt jest zadowalający więc nie komplikuję sobie bardziej życia:)

Smacznego!!!

edit: zapomniałam napisać  że ciastka pieczemy przez ok.25 min w temp. 180 stopni:)

czwartek, 29 stycznia 2015

Historia jednego udziergu

Kupiłam przed świętami w przypływie zimowych emocji  jeden motek włóczki YarnArt Everest Fine. Motek jest 200 g, więc wyobrażałam sobie, że zrobię z niego ło ho, ho... nie wiadomo co. W dzierganiu jestem bardzo początkująca, więc moja widza na ten temat i umiejętności mocno mnie ograniczają. I po przyjściu do domu zaczęłam dumać, jakie licho mnie podkusiło właśnie na tę włóczkę  (od razu widać że będzie się mechacić), na dodatek w melanżu i w odcieniach ciemno ponurych granatów i zieleni.... No ale nic, motek jest, trzeba go wyrobić. Zrobiłam kilka próbek prostych wzorów, bo taki melanż raczej nie pasował mi na wymyślne kombinacje, ale żadna próbka  nie wzbudziła we  mnie większych  ochów i achów. Postanowiłam więc przemęczyć z tego motka prostą chustę enrelacową. Oczywiście w życiu nie entrelacowałam, więc pierwszy dzień poszedł na rozgryzanie  jak  okiełznać te kwadraciki i trójkąciki. Okazało się to całkiem przystępne nawet dla takiego amatora jak ja, a jeszcze z filmikami Intensywnie Kreatywnej, to już w ogóle  bułka z masłem.  I tak się rozkręciłam z tymi kwadracikami, że po dwóch tygodniach miałam wydziergany cały motek, a chusta dopiero w połowie .... Oczywiście pamiętałam, że   z mojej wrodzonej przekory  musiałam wybrać jeden jedyny kolor, którego został tylko  jeden motek (aż się Pan w sklepie dziwił, czy na pewno ten chcę ), w innych pasmanteriach lubelskich takiej włóczki też nie uświadczysz, więc o dokupieniu nie było mowy. Pozostaje jeszcze internet - pogrzebałam i znalazłam jeden jedyny sklep który  posiadał w asortymencie prawie identyczny kolor. No ale czy to na pewno ten?? Bo fotki fotkami, wiadomo - photoshop nasz przyjaciel a nie wróg,  ale  rzeczywistość przez to  nie raz bywała zaskakująca. Bo oczywiście  ja, niedoświadczona dziewiarka - amatorka, metkę z nr koloru wywaliłam do kosza zanim znalazłam początek nitki, więc pewności nie było ... 

Wybrałam więc wyjście trzecie - czyli prucie, prucie, prucie ... 

Ochota na dalsze dzierganie we mnie ostygła, więc do drugiego podejścia zabrałam się grubo po nowym roku. Zainspirowana szalikiem upatrzonym u Dehaef zapisałam się nawet do grupy na fb  i dziergałam. No i wydziergałam! Uff! I pruć już nie będę, choć może i należałoby... Bo wzór choć nieskomplikowany, to i tak mi dał trochę do myślenia. No bo jak to oczko dodawać?? i czy już w pierwszym, czy dopiero w drugim??   A potem te dwa oczka razem -w każdym trójkącie tak samo?? bo jak tak -  to mi się średnio podoba, a kolejny raz pruć nie będę... Więc odkrycie- mogę za drugim trójkątem te dwa oczka przerabiać "na lewo", wtedy te wszystkie łańcuszki powstające przy przerabianiu dwóch razem wychodzą na jednej stronie:). Tylko ten pierwszy jest jeszcze inaczej, ale powiedziałam- pruć nie będę i już.

Ogólnie szalik jest ciemny i ponury, za to ciepły i mogę się nim dwa razy okręcić. Pierwsze tegoroczne wyzwanie dziewiarskie uważam więc za zaliczone:)



niedziela, 4 stycznia 2015

Mów mi Złotko :P

Całe życie omijałam wszelkie błyszczące tkaniny szerokim łukiem. Jednak jakoś tak się dzieje, że z wiekiem przychodzi mi ochota na różne "eksperymenta", których wcześniej bym się po sobie nie spodziewała. M.in. uległam modzie na błyszczące fatałaszki, prezentując sobie na ubiegłe święta dość prostą bluzkę z zasupłanym dekoltem. 

 Ten model, pochodzący  z Burdy  5/2014, od jakiegoś czasu nęcił i kusił swym dziarskim krojem, który to, podobnie jak pierwowzór, od początku zamierzałam połączyć z jakimś ekstrawaganckim materiałem, najlepiej w odcieniach złota lub srebra. Robiąc więc zakupy materiałowe, z których planowałam wykroić  jakiś świąteczny "look", od razu wypatrzyłam jasnozłotą  lekką dzianinę, z której w przeciągu kilku godzin powstała prezentowana bluzeczka. 

Efekt - w minione  święta błyszczałam niczym gwiazda betlejemka:) 

Co do wykroju - w mojej wersji zaszyłam "okinko" poniżej supełka na dekolcie - z taką szparką pomiędzy piersiami czułabym się raczej mało komfortowo, zwłaszcza na rodzinnej kolacji wigilijnej:P.
 Poza tym poszerzyłam ramiona o jakieś 3 cm - dzięki temu dekolt jest stabilny, i mimo iż jest dość  głęboki, podczas użytkowania wszystko raczej trzyma się na swoim miejscu, nawet podczas sięgania przez pół stołu po następnego śledzika.
Zmodyfikowałam też rękawy - z dość luźnego rękawa 3/4 zrobiłam długi rękaw zakończony ściągaczem. Dzięki temu bluzka jest bardziej "proporcjonalna". Biorąc pod uwagę mój wzrost, z odsłoniętymi nadgarstkami i swobodnie powiewającymi rękawkami wyglądałabym raczej karykaturalnie.  

Gwoli przypomnienia, wersja burdowa prezentowała się tak:


źródło: http://www.burda.pl/wykroj/2014-burda-5-129


Moje wykonanie: 










A poświątecznie (łącznie z poświątecznymi kilogramami:)  bluzka prezentuje się tak:










czwartek, 1 stycznia 2015

Na Nowy Rok

Moi Drodzy !! 

Życzę Wszystkim  zaglądającym w ten zakątek wspaniałego, kreatywnego i pełnego inspiracji 

ROKU 2015 !! 


Choć w nowym roku  mój czas niesamowicie się skurczy z uwagi na realizację tych mniej szyciowych planów,  postaram się co pewien czas wrzucić tu efekty moich wzlotów i upadków  krawieckich. 
Przyznaję jednak, że w  nadchodzącym roku pierwszeństwo będą miały cele naukowo - zawodowe. 

Co do szycia też mam trochę planów - chciałabym wreszcie zacząć robić własne formy i szablony  - pewnie i tak pójdzie to szybciej niż wielogodzinne grzebanie  w stertach Burd, połączone z niekończącymi się dylematami, czy aby na pewno TEN wykrój jest tym jednym jedynym i wyśnionym :). 

A obecnie pod maszyną jest coś....  grubego i ciepłego - jeszcze kilka poprawek,  aby zgubić pewne niechciane "motylki" na plecach i będę finiszować :) 

Do zobaczenia więc już niebawem!