Około tydzień temu do mojego szalika dołączyła czapusia - wzór to WRUM z kilkoma modyfikacjami zakończenia . Cały czas dziergając miałam obawy, że ona taka malutka jest, więc czy ja ją w ogóle na głowę wdzieję - bo to moja druga czapusia ever- a tu niespodzianka: czapusia mogłaby być o kilka oczek węższa... na oczy mi co prawda nie leci, uszy zakrywa skutecznie, ale wydaje mi się, że bardziej dopasowana lepiej by się układała i jakoś moja facjata by w niej korzystniej wyglądała .... Na razie chodzę w takiej, i biję się z myślami, czy aby może nie pruć ...
No i z racji moich ostatnich urodzin wzbogaciłam się o pokaźny stosik nowych książek:
I to nie jest tak, że na urodziny dostaję od wszystkich tylko książki i z innymi prezentami nie wpuszczam (bo wpuszczam, i to nawet bez prezentów:P). Po prostu - w pobliskiej galerii otwarto nowego Matrasa, a na otwarcie matrasik zafundował 25 % zniżki na wszystko! Więc musiałam się mocno pilnować aby nie rozszaleć się zbytnio, bo po świętach zaskórniaków zbyt wiele nie zostało... a że po drodze urodziny były ...
Część książek ze stosiku dostałam od mojego Męża najukochańszego, część od rodziców (bo urodzinowego pieniążka można słusznie zainwestować tylko na dwa możliwe sposoby: w książki lub w materiały), a część w ramach samodzielnego poprawiania humoru po urodzinowo - świątecznej chandrze :D
Obecnie połykam "Z zimną krwią" T. Capote. Co prawda po filmie "Capote" wiem już mniej więcej czego się spodziewać, ale na szczęście wiedza ta w żaden sposób nie psuje przyjemności czytania tego dzieła. Bo film koncentruje się głównie na świadomym swego talentu autorze, który tworzy powieść swego życia, którą na szczęście potem możemy przeczytać i ocenić, czy rzeczywiście jest aż tak dobra :)
A korzystając z pierwszego wolnego weekendu w tym roku, zamierzam w końcu skończyć mój zimowy płaszcz, aby jeszcze wdziać go choć raz przed wiosną:P
Na zakończenie zostawię Was z małą słodką przekąską - ciasteczkami serowymi nadziewanymi dżemem.
Przepis jest zmodyfikowaną i odtłuszczoną wersją tych dostępnych w internecie. Wykonanie jest banalne i szybkie - tylko takie preferuję w swej kuchni:P
Do ciasteczek potrzeba:
250 g sera chudego ( no bo mają być odtłuszczone)
150 g masła (w dostępnych przepisach zalecają 250 g ale o 100 g mniej brzmi o wiele bardziej "dietetycznie")
250 g mąki (u mnie pół na pół z orkiszową)
1 jajko
szczypta soli
2 łyżeczki cukru brązowego (opcjonalnie)
1/2 łyżeczki sody
Wyżej wskazane składniki szybko zagniatamy, wałkujemy na około 0,5 cm, a potem to wykrawamy z nich co nam się tylko podoba:) U mnie są to prostokąty nadziane domowym dżemem porzeczkowym i szczelnie zaklejone z każdej strony. Na pewno jednak spróbuję wyciąć z nich zwykłe ciastka, które przełożę po upieczeniu marmoladą:)
Ciastka są miękkie i puszyste, ładnie pęcznieją podczas pieczenia za sprawą dodanej sody. Myślę jednak, że bez sody też można uzyskać fajny efekt :)
W przepisach znalezionych w necie niekiedy zaleca się schłodzenie ciasta w lodówce przed rozwałkowaniem przynajmniej przez pół godziny - ale to wersja dla większej zawartości masła i bez jajek. Ja zazwyczaj dodaję masło prosto z lodówki, siekam z mąką przez moment a potem szybko zagniatam. Efekt jest zadowalający więc nie komplikuję sobie bardziej życia:)
Smacznego!!!
edit: zapomniałam napisać że ciastka pieczemy przez ok.25 min w temp. 180 stopni:)