Jakoś znów mam nastrój na wspominki... Zaczęło się od tego, że z rana z moją Mamusią ukochaną oglądałyśmy stare zdjęcia rodzinne, takie jeszcze przedwojenne lub niewiele młodsze, na których wszyscy równo stoją w odświętnych ubraniach, wyprostowani, dumni z szeroko otwartymi oczami i miną a'la " tylko nie mrugaj - bo drugiego zdjęcia nie będzie". Uwielbiam ich magię - bo kiedyś to jedno zdjęcie - pozowane, czasem sztywne i nie zawsze idealne... - musiało zapamiętać bardzo wiele... dzieje całych pokoleń...
Eh, jakiż mój Dziadek był przystojny!!
Potem to już samo poleciało: bo pogoda niebrzydka, spacer nie zaszkodzi - zwłaszcza po mamusinym wikcie z dnia poprzedniego:)
Więc spacerowałam długo, i nie mogłam uwierzyć jak moje dzieciństwo zaciera się pod wpływem nieubłaganych zmian, które przywlekł za sobą czas... Bo łąki i pola, po których biegałam będąc dziecięciem zmieniły się w gęste lasy odcięte od świata murem tarniny .... Grobla, na której w ukryciu wypaliłam pierwszego papierosa została zrównana z ziemią... Zarośla w których chowaliśmy się na wagarach wycięte pod plac zabaw... park wokół pałacu - niszczeje, zarasta i dziczeje. Pałac na szczęście stoi i ma się dobrze, ale jakoś charakteru ubywa mu z wiekiem...
I tylko nasze boisko - miejsce lokalnych rozgrywek piłkarskich klasy "B", tudzież miejsce wakacyjnych spotkań lokalnej śmietanki z baru nieopodal - nie zmieniło się w ogóle ..... ale to akurat dumy nikomu nie przynosi ...
Więc cykałam zdjęcia jak opętana, by zapamiętać... a gdy przyjdzie na to czas - by zdjęcie pamiętało...
Piękne zdjęcia, piękne miejsce!!!
OdpowiedzUsuń:) zapewne takich pałacyków jest usianych po wioskach i mieścinach setki, ale mój lokalny patriotyzm nakazuje mi trąbić, że ten nasz młoszowski jest jedyny i wyjątkowy:)
OdpowiedzUsuń